sobota, 6 lipca 2013

Kościan, czyli wycieczkowo...

Jak wygląda podróżujący pies? O tak:


Na dworcu nie obyło się bez pisków i zbytniego podekscytowania. Oczywiście z strony psa :) Kontroler nie czepiał się braku kagańca, ani nawet nie sprawdził książeczki. Podróż minęła nam dość nerwowo, bo ruda się niecierpliwiła, ale do przeżycia. Teraz wiem, że przed podróżą ZAWSZE musi być spacer do wybiegania się, chociażby chwilowego. Widocznie samo przejście na dworzec nie wystarczyło... 
Na dworcu powitała nas koleżanka z yorkiem. Na dzień dobry nie było źle. Pies jej rozmiarów, nawet mniejszy. Jej to odpowiadało. Dopóki... nie znalazłyśmy się u niej w domu. Pilnowanie torby, mnie. I biedny pokrzywdzony yoreczek. Nie wiem czy mam ją za to karcić, czy olewać. Z jednej strony to na pewno nie jest pożądane zachowanie, ale też czytałam, że gdy karci się psa warczenie, czyli wysyłany sygnał w stronę innego psa, on zanika i od razu następuje atakowanie. Tylko w przypadku Lisy, to ona nie gryzie, a tylko przygniata lub przegania z zębami. W każdym razie zamknęłyśmy pokój z torbą i psy MUSIAŁY się dogadać, bo my miałyśmy ciekawsze rzeczy niż ciągłe ich pilnowanie :) Zrobiłyśmy ciasteczka, pizzę, a psy żyją nadal, nic się nie stało :) W drogę powrotną świrowała bardziej. Chciała zasnąć, ale ze względu, że jechałyśmy pociagiem z tych starych, był okrutny hałas, wszystko się jakby rozlatywało, nie mogła :D 
Na drugi dzień cały dzień przespała, więc chyba ją zmęczyła ta wycieczka. I chyba miała zakwasy, bo chodziła jak paralityk :D
Także wypad zaliczam do udanych :)



1 komentarz: